Mały prywatny samolot wylądował w czwartek bez wysuniętego podwozia na lotnisku w Daytona Beach na Florydzie. Sztuka udała się przy trzecim podejściu.
Na pokładzie prywatnego samolotu Cessna 510 znajdował się pilot oraz pasażer. Nic się im nie stało.
W samolocie nie wysunęło się podwozie. Przed lądowaniem maszyna dwukrotnie kołowała nad lotniskiem i przy trzecim podejściu wylądowała na pasie. Spod podwozia wydobywały się iskry i czarny dym.
– Nagle usłyszałem zgrzyt. Obróciłem się i zobaczyłem samolot, który orał pas startowy – powiedział świadek zdarzenia Dethel Mateo, pracujący w jednym z lotniskowych hangarów. – To coś, czego nie spodziewasz się zobaczyć – dodał.
Według danych Federalnej Administracji Lotnictwa, w listopadzie właściciele otrzymali nowy certyfikat dla maszyny. Samolot został zbudowany w 2007 roku.
Co najmniej dwa loty na lotnisko w Daytona Beach zostały przekierowane. Jeden samolot wylądował w West Palm Beach, a drugi wrócił do Charlotte w Północnej Karolinie.
Lądowanie w stylu kapitana Wrony
Zdarzenie na Florydzie przypomina słynne lądowanie „na brzuchu” na lotnisku Chopina w Warszawie 1 listopada 2011 roku samolotu Boeing 767 należącego do PLL LOT. W maszynie nie zadziałał wtedy żaden system wysuwania podwozia: ani podstawowy – hydrauliczny, ani awaryjny – elektryczny.
Lądowanie samolotu pilotowanego przez kapitana Tadeusza Wronę zakończyło się szczęśliwie – nikt nie został ranny. Na pokładzie było 220 pasażerów i 11 członków załogi.
Wrona miał o tyle gorzej, że silniki warto było w jednej chwili „posadzić” na pasie ze względu na opór tarcia każdego z nich…
Tu zaś dolnopłat – a więc skrzydła mogły zawadzić o pas… ale mimo to – taki samolot całkiem dobrze nadaje się do lądowania bez podwozia. Szkoda natomiast kadłuba… bo takich uszkodzeń to się nie naprawi…