Rekordowo silne porywy wiatru odnotowano w środę rano w Sydney. Wszystko przez superkomórkową burzę, której towarzyszyło tornado. Południowa część największego miasta Australii została mocno zniszczona.
W środowy ranek nic nie wskazywało na to, że mieszkańcy Sydney zapamiętają ten dzień na długo. Temperatura wynosiła 25 st. C, a niebo było pogodne. Nagle nad południowe wybrzeże zaczęły napływać gęste, czarne chmury. Zrobiło się ciemno, jak w nocy. Około godz. 10 czasu lokalnego zaczęło się błyskać i mocno wiać. Przez miasto przeszło tornado, powodując potężne zniszczenia.
Porywy do 213 km/h
– To było zdarzenie bez precedensu – powiedział Ian Krimmer, szef tamtejszej straży pożarnej. Australijskie biuro meteorologiczne (BOM) zanotowało, że porywy wiatru, towarzyszące tornado, wynosiły 213 km/h. Nigdy wcześniej tam mocno tam nie wiało.
– Tornado towarzyszyła superkomórkowa burza. To jedna z najbardziej niebezpiecznych burz, jakie istnieją – tłumaczy meteorolog Michael Hogan z BOM.
W niektórych dzielnicach spadł grad wielkości piłek golfowych. Żywioł wyrywał drzewa z korzeniami, powalał linie energetyczne, niszczył dachy i elewacje domów. Towarzyszyły mu intensywne opady deszczu, więc doszło do powodzi i podtopień. Największe straty zanotowała południowa część miasta. 6 tys. gospodarstw zostało pozbawionych prądu, a 25 domów zostało poważnie zniszczonych. Na szczęście nikt nie został ranny.
Poranne tornado z rekordowym wiatrem 213 km/h było częścią potężnego burzowego frontu atmosferycznego w Nowej Południowej Walii. Po przejściu przez Sydney front osłabł i skierował się na północ stanu.