Pożar transformatora spowodował w sobotę wieczorem czasu lokalnego (niedziela, 14 lipca około 0:00 UTC ) rozległą awarię sieci energetycznej na nowojorskim Manhattanie. Firmy i biura zostały pozbawione prądu, stanęły windy i pociągi metra.
Jak poinformowała nowojorska straż pożarna pożar wybuchł ok. godz. 20 czasu lokalnego (2 w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego) w rejonie skrzyżowania West 64th Street i West End Avenue.
Awaria spowodowała wstrzymanie dopływu prądu do ok. 73 tys. firm i gospodarstw domowych.
W ciemnościach pogrążył się m. in. Times Square i słynny Broadway, pełen kin, teatrów i lokali rozrywkowych.
Nie działały uliczne latarnie i sygnalizatory kierujące ruchem. Stanęły pociągi metra i windy w wielu budynkach. Setki osób zostało uwięzionych w unieruchomionych pociągach metra i windach nawet przez kilka godzin.
Zarząd nowojorskiego metra (Metropolitan Transportation Authority) sygnalizował o awariach energetycznych na wielu stacjach. Według opublikowanego komunikatu, MTA pracuje z dostawcą energii Con Edison w celu ustalenia przyczyny awarii.
Gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo zarządził śledztwo w celu ustalenia przyczyn sobotniej awarii sieci energetycznej, która pogrążyła w ciemnościach znaczną część nowojorskiego Manhattanu.
W opublikowanym oświadczeniu Cuomo podkreślił, że chociaż nie stwierdzono aby ktoś odniósł obrażenia, lub inny uszczerbek na zdrowiu z powodu awarii, to jednak „sam fakt, że do niej doszło jest nie do przyjęcia”.
Dokładnie przed 42 laty w 1977 r. rozległa awaria sieci energetycznej pogrążyła w ciemnościach większość obszaru Nowego Jorku.
Zbliżają się silne oddziaływania magnetyczne od 13-18 lipca, szczyty wystąpią 14, 16, 17 i 18 lipca
Wszystko zgasło. Zrobiła się cisza, jak w środku lasu. Taka cisza, której na Manhattanie nigdy nie ma, bo normalnie wyją klimatyzatory. Na ulicy można było mówić szeptem – mówi pan Adam o sobotniej awarii na nowojorskim Manhattanie. W ciemności pogrążyły się m.in. Times Square i słynny Broadway, ludzie utknęli w windach. Przerwano koncert Jennifer Lopez.
Pan Adam twierdzi, że na Midtown Manhattan prądu nie było przez około cztery godziny. Był w swoim domu, gdy „nagle wszystko wyłączyło się”.
– Cisza była niesamowita, jednak 2-3 minuty później rozdźwięczały syreny wozów strażackich. I już nie kończyły się przez kolejne dwie godziny. Przyjechało ich dziesiątki, by wyciągać ludzi z wind i ze stacji metra. Największy chaos był na Columbus Circle na rogu Central Park. To duża stacja. Wyszedłem z żoną, by przejść się ulicami. Było jeszcze widno, ale szybko się ściemniało, a prądu cały czas nie było – opowiada.
„Na ulicy można mówić szeptem”
I dodaje: – Coś niesamowitego. Na ulicy można było mówić szeptem, choć normalnie wyją klimatyzatory. Zrobiła się cisza, której na Manhattanie nigdy nie ma, bo w każdym budynku są setki klimatyzatorów. Normalnie jest ogromny szum, do którego każdy mieszkaniec jest przyzwyczajony, ale gdy te wszystkie urządzenia się wyłączy, nagle robi się taka cisza jak w środku lasu.
Na ulicach pojawiły się tłumy. – Atmosfera była optymistyczna. Ludzie pomagali kierować ruchem, samochody jeździły wolno. Nikt nie panikował, nie krzyczał. Ludzie traktowali to jako niezłą atrakcje – przyznaje.
Pan Adam przyznaje, że odkąd mieszka na Manhattanie nigdy nie było sytuacji, by nie było prądu. – Szczerze mówiąc to nawet nigdy nie było sytuacji, by w naszym budynku nie było prądu – wspomina.
AutoTag: 2019.07.14, 0:00 UTC
Źródło: rmf24, Reuters, CNN